Piłkarze Arsenalu, którzy nie wyobrażają sobie zakończenia sezonu poza pierwszą czwórką tabeli, wybiorą się w niedzielę na spotkanie ze Swansea. Walijski beniaminek przegrał w tym sezonie zaledwie jeden mecz przed własną publicznością. Kanonierzy, mimo zajmowania dużo wyższej lokaty w lidze, nie muszą być wcale faworytem tego pojedynku. Drużyna Arsene’a Wengera plasuje się na półmetku sezonu na piątej pozycji, tracąc zaledwie punkt do czwartej w stawce Chelsea. Całe The Emirates żyło w ostatnich dniach powrotem Thierry’ego Henry’ego. Francuz, który trafił do Arsenalu w ramach dwusiecznego wypożyczenia, zdobył w poniedziałek zwycięską bramkę w pucharowym meczu przeciwko Leeds United (1:0). Niewykluczone, ze 34-latek zagra tym razem w wyjściowym składzie. - Chcemy zakończyć sezon w pierwszej czwórce, ale zdajemy sobie sprawę, że czeka nas szalenie ciężka rywalizacja. Taki sam cel postawiło przed sobą też kilka innych klubów - stwierdził w niedawnym wywiadzie Henry. Premier League stała się na tyle wyrównana, że prawdziwym wyzwaniem będzie nawet wizyta na obiekcie beniaminka - Swansea City. Popularne Łabędzie zajmują odległą dwunastą lokatę, ale spisują się znakomicie przed własną publicznością. Przekonać mogli się o tym w ostatnim czasie piłkarze trzeciego w tabeli Tottenhamu, którzy zaledwie zremisowali na Liberty Stadium 1:1. Drużyna Brendana Rodgersa nie przegrała żadnego z poprzednich czterech spotkań, w a miniony weekend ograła Barnsley, podobnie jak Arsenal wywalczając awans do kolejnej rundy FA Cup. Kanonierzy po raz ostatni mierzyli się ze Swansea we wrześniu 2011 roku na The Emirates. Wówczas, po golu zdobytym przez Andreja Arszawina, gospodarze wygrali 1:0. Do składu Arsenalu wróci w niedzielę Robin van Persie, który nie wziął udziału w poprzednim spotkaniu z Leeds. Sporym zmartwieniem Wengera jest natomiast obsada defensywy. Uprawniony do gry będzie już z kolei Johan Djourou, który pauzował z powodu zawieszenia.Mój typ 2